"Dlaczego akurat ta postać ma dostać dana genetykę?"
Dlaczego on miałby być wilkołakiem? szczere? po prostu pasuje mi to do postaci i super by się to komponowało razem z resztą, jego charakterem, wyglądem, i takimi tam. Poza tym nie ukrywajmy po jednym spojrzeniu zawieszonym na nim można stwierdzić że ten niebieskooki blondyn..który krzywdy muszce by nie zrobił, a tu los taki przewrotny. Poza tym jak wiadomo los lubi wiać w oczy tym którzy już dostali od życia po tyłku, a on wiele przeszedł, także jeszcze jeden kamień do jego plecaczka z doświadczeniami, a swoją drogą skoro tyle wytrzymał to i z tym da radę. I gdzie znajdzie się drugiego tak przystojnego wilkołaka?
Gdzieś środek lasu...niedaleko Oslo w Norwegii, tak naprawdę nie wiadomo gdzie dokładnie rozgrywa się ta akcja, nawet sam zainteresowany. W sumie on trafił tu przez przypadek, kiedy dowiedział się o wypadku i śmierci wujostwa, uciekł z domu i biegł tak długo aż padł ze zmęczenia, chciał być jak najdalej od tego budynku gdzie chciał znaleźć rodzinę i szczęście, a gdzie sprowadził śmierć i ból. Nie chciał na to patrzeć, w ten oto sposób trafił pod rozłożysty dąb gdzie przespał kilkanaście godzin, snem twardym kamiennym. Podobno sen jest najlepszym lekarstwem na wszystko, jednak w jego przypadku w niczym to nie pomoglo...kiedy tylko obudził się ze słodkiego odrętwienia wszystkie emocje i zmartwienia dnia poprzedniego powróciły do niego ze zdwojoną siłą.
Wiadomo chłopak był wrażliwy, w tej chwili było to widać, kiedy siedział skulony pod drzewem płacząc, nie radził sobie już od jakiegoś czasu ze swoimi emocjami, a w zasadzie z natłokiem emocji. Co za dużo to nie zdrowo? i tak było w jego przypadku, za dużo emocji...dało właśnie taki efekt.
Czas płynął swobodnie, choć dla niego stał w miejscu, cały czas siedział pod drzewem zastanawiając się nad tym co się stało i jedyne co mu przychodziło do głowy, to to że sprowadza nieszczęście na każdego kto chce się nim opiekować. Nawet nie zauważył kiedy zapadł zmrok, zorientował się dopiero kiedy zrobiło mu się zimno, wtedy też dostrzegł otaczający go zmrok. Na jego nieszczęście wybrał sobie dzień pełni księżyca na ucieczkę, ale wtedy jeszcze nie podejrzewał tego co miało się niedługo stać.
Z drugiej jednak strony kompletnie nie przejmował się porą dnia jaka była, w końcu nikt go nie szukał, nie mógł, przede wszystkim nie miał go kto szukać, stąd jego dziwny spokój. Zerwał się na równe nogi dopiero słysząc przeraźliwe wycie wilka, przynajmniej tak to brzmiało w pierwszej chwili, jego nie wiedza trwała krótko, bowiem niedaleko drzewa przebiegł...nie kto inny jak najprawdziwszy wilkołak, wiedział o tym bo matka kiedyś wpominała mu o magicznych stworzeniach i "ludziach przeklętych". Przestraszył się nie na żarty, pewnie gdyby nie zaczął uciekać wilkołak przeszedłby obok i poszedł, ale nikt nie zrozumie postępowania Ethana, bo nikt nie może postawić siebie w takiej sytuacji. Chłopak biegnąć zwrócił na siebie uwagę bestii i mimo tego że biegł tak szybko jak tylko potrafił...udało mu się odbiec od tego miejsca bardzo daleko i kiedy miał nadzieje na wyjście z tego bez szwanku usłyszał tuż za swoimi plecami przeraźliwe wycie i zanim odwrócił się do tyłu, poczuł na swoim ramieniu przejmujący ból.
Ostatnim co pamiętał była zbliżająca się ziemia i ból....a potem ciemność.
W zasadzie to skończyłoby standardowe życie młodego czarodzieja, ale jemu nie dane to było, miał na tyle szczęścia, lub nieszczęścia że zaatakował go wilkołak który sledzony był przez czarodzieja pragnącego śmierci ów bestii, pokręcone, ale prawdziwe.
Każdy normalny łowca widząc ugryzionego chłopaka dobiłby go, ale ten nie...obawiał się że kiedyś braknie mu bestii do ścigania, dlatego chłopaka odwiózł do szpitala gdzie udzielono mu pomocy i skontaktowano się z jego rodziną. Niestety czarodziei był na tyle wyrachowany że nie spieszył się z transportem rannego pogrążonego w głębokim śnie, także w szpitalu nie mogli mu już bardzo pomóc.
Ethan dopiero w szpitalu ocknął się, kompletnie nie wiedział co się z nim stało, nie wiedział też gdzie jest, a kiedy odwrócił głowę napotkał wzrok swojego wujka, który siedział obok łóżka na którym leżał. Żaden z nich aż do wypisu chłopaka za szpitala nie odezwał się ani słowem, w zasadzie nie było o czym mówić, Paul- wujek chłopaka nie wiedział jak przekazać mu złe wieści...to kim się stał, a sam zainteresowany nie dopytywał, bał się powrotu do domu, do wujka i ciotki, nie chciał żeby i oni umarli, jak wszyscy inni, którzy się nim opiekowali.
Od powrotu chłopaka do domu, minął prawie miesiąc, niby wszystko było w porządku, choć nie do końca widział dziwne spojrzenia wujka i babki kiedy był w pobliżu, nigdy nie pytał o co im chodzi, a oni też nigdy nie powiedzieli mu prawdy, nie chcieli, albo nie potrafili tego przekazać, albo po prostu nie zdążyli....tego się nikt nie dowie, najważniejsze że mu nie powiedzieli.
Tej nocy, zresztą jak co noc od jakiegoś czasu chłopak wyszedł z domu kierując się do pobliskiego lasu, od jakiegoś czasu po prostu coś go tam ciągnęło. A teraz? Teraz po prostu biegl przed siebie głebiej w lasy, tym razem nie chciał uciekać nie miał po co, nie długo miał rozpocząć się rok szkolny, kiedy przebiegał obok starej sosny spojrzał w niebo, na piękny księżyc w pełni, wtedy to się zaczęło....zatrzymał się w miejscu, patrząc niczym zauroczony na tarczę księżyca.
Dobrze że sam siebie teraz nei widział, jego mina i wygląd nie były zbyt dobre, zaczął się pocić w sposób niekontrolowany, a jego wzrok był jakby za mgłą, zresztą oddech bardziej przypominał już wilcze sapanie po długim biegu, wręcz maratonie.
W końcu padł na kolana zwijając się z bliżej nieokreślonego bólu, przebiegło mu też przez myśl Boże...to niemożliwe...nie mogę być... ale po tym nawet skupić nie mógł się na pojedyńćzej myśli, całym jego ciałem i duszą zawładnęła jakaś dzika agresja i rządza mordu, do tego rozrywający ból..tylko o tym myślał, tylko to czuł. Ostatkiem sił spojrzał na swoje dłonie które już bardziej wyglądały jak wilcze łapy ze szponami, w tym momencie doszedł do wszystkiego jeszcze strach. Nagle stało się coś dziwnego, coś czego nikgdy nie doświadczy nikt, kto nie będzie na jego miejscu..
Nagle jego oczy otworzyły się, jakby to nie on nimi kierował, czuł się tak jakby to już nie on decydował o swoim ciele, był gdzieś, na skraju świadomości, a kontrolę nad ciałem i umysłem przejął ktoś inny, on tam był, ale nie miał wiele do gadania. Niewątpliwie rządziła ni jego wilcza natura, to tak jakby miał rozdwojenie jaźni, a ta jedna była silniejsza od drugiej. W końcu ta jego ludzka natura poddała się i pobiegł tam gdzie go łapy poniosły wyjąc niemiłosiernie do ksieżyca.
Przez cały ten czas jego dzika zwierzęca strona miała wrażenie że jest obserwowana, ale za każdym razem kiedy odrwacał się nikogo tam nie było...ta pełnia skończyła się morderstwem, o którym chłopak zapomniał.
Sam obudził się następnego dnia w swoim łóżku w domu, w towrzystwie babci i opatrunku po ranie postrzałowej, tego dnia też w Gaziecie dla czarodziei był donos o wilkołaku....kiedy to przeczytał cisnął gazetą na drugi koniec pokoju i wybiegł z domu....