Były to wakacje, Solve miał może z... 10? 11 lat? Jakoś tak. W wakacje zawsze jeździł z rodzeństwem na zagraniczne wycieczki, zwykle w dość egzotyczne miejsca. Wtedy wybrali Turcję, osiedli niedaleko Ankary, stolicy tego jakże malowniczego państwa. Mieszkali w hotelu o najwyższych standardach, pięć gwiazdek, full wypas.
Pomiędzy jedną, a drugą wycieczką Solve nakłaniany przez rodzeństwo, wychodził ze swojego pokoju w poszukiwaniu znajomych. Co by nie było, że Finowie to naród gburów i lamusów, trzeba było pokazać się z dobrej strony. Taktyki stosowane przez rodzeństwo doprowadzały do szewskiej pasji blondyna, nie za każdym razem, no ale.
Zapoznał się z kilkoma miejscowymi dzieciakami, troszkę starszymi. Były to bardzo przydatne znajomości, bowiem oprowadzali go po po miejscach, których nie przewidywano w planach wycieczek, a zapierały dech w piersiach. Pewnego razu wybrali się do miejscowego lasku - o ile można to tak nazwać. Chodzili licznymi ścieżkami, z czasem ganiając się po nich. Solve po pewnym czasie odłączył się od towarzyszy zabaw, ruszył osobną ścieżką, drzewa z czasem poczęły rosnąć coraz bliżej, po pewnym czasie niebo zostało przykryte przez ich korony, temperatura spadła o kilka stopni, dreszcz przebiegł po plecach Fina, wcale nie z powodu spadku ciepła. Coś było nie tak, nie podobało mu się tutaj, postanowił się wrócić. To nie to samo co w rodzinnych stronach, gdzie zna większość terenów i swobodnie między nimi lawiruje. Nie wiedział co na niego może tutaj czekać - wolał nie ryzykować, chociaż korciło go, oj tak.
Wrócił się, począł iść troszkę szybciej, niepostrzeżenie potknął się o konar, noga wkręciła mu się pomiędzy odnogi korzenia, miał problemy z wyciągnięciem jej, aż wreszcie ujrzał coś przerażającego - w jego kierunku podążał ogromny, długi, zielonkawo-brązowawy wąż, nie znał gatunku, był jednak potężny. Zbliżał się coraz szybciej ku Solve. Ten począł wierzgać się, wyciągnąć nogę z zatrzasku, gdy jednak i to mu się nie udało, wpadł w szał. Rozległy się szaleńcze krzyki...
Wtedy to Sørensen spostrzegł, że z paszczy węża nie wydobywają się syki, że... rozumie jego mowę. Przerażenie zamieniło się w niedowierzanie. Początkowo odzywało się tylko zwierzę, w momencie uspokojenia, pewności bezpieczeństwa, sam się odezwał. Wąż, o dziwo, pomógł mu wydostać nogę z kleszczy, po czym odprowadził Solve do końca ścieżki, po czym odszedł.
Po powrocie do hotelu niewiele mówił, podobnie z jedzeniem. Rodzeństwo zaniepokojone próbowało wyciągnąć z niego powód jego zachowania. Nigdy jednak nie powiedział im co stało się podczas jednej z wycieczek z miejscowymi. Może to i lepiej?
Myślę, że moja postać powinna zostać wężoustym z prostego powodu - pasuje to do motywu rodzinnego, Solve nie wie wiele o swojej familii, rodzeństwo nie chce z nim o tym rozmawiać, a ta przypadłość nadałaby całej tej sprawie nowe światło.